czwartek, 3 października 2013

Wino, sery i niebieskie traktory

Powinno być: wino, kobiety i śpiew. Wino było, molto bene... frizzante (jedno z moich ulubionych włoskich słówek, oznaczających: gazowany bądź musujący, obok drugiego ulubionego słówka: gelato - lody). Kobiety zwiedzały nowoczesne włoskie gospodarstwo produkujące ser parmeński (parmezano reggiano), białe i czerwone wina, tudzież różne inne smakołyki. Jednak nie śpiewałyśmy...


Zdjęcia wykonane z pokładu autokaru nie ukazują dramatyzmu sytuacji, kiedy to podjeżdżaliśmy wąską dróżką pod wysokie wzgórza, po czym zjeżdżało się serpentynami w dół, by następnie wjechać na kolejne...


Niekiedy na trasie znajdowali się szaleni traktorzyści (przy okazji wszystkie traktory w tej okolicy były niebieskie), którzy nie przejmując się niczym parli do przodu... niekiedy autokar musiał szukać miejsca na polu, żeby jakoś przycupnąć na czas przejazdu ciągnika...


W końcu w środku! Nowa partia mleka jeszcze nie dotarła, a miedziane kadzie błyszczały czystością w oczekiwaniu...


Przy takich "narzędziach kuchennych" można się było poczuć jak Guliwer w krainie olbrzymów...


Tak na oko ze dwa metry... lepiej się nie poślizgnąć...



W odpowiednich warunkach i formach sery sobie dojrzewają, co jakiś czas się kąpiąc i odpoczywając. Droga od mleka do gotowego sera na stole jest daleka...


Słodki mieszkaniec farmy... oddzielony od mamy...


... a owieczki pasły się pod kościołem...


Odpoczywać na sianie? Hmmmmm... trochę za wysoko, żeby się wdrapać...


Prawie jak na Grunwaldzie... oczywiście prawie stanowi wielką różnicę...


Nie wiem czy włoskie krowy były tak szczęśliwe? Z tego co mówiono tak ciasno upchane jedynie jadały, a na co dzień hasały sobie radośnie po pobliskich łąkach...


Degustację czas zacząć, na początku sery, długo dojrzewające, łagodne, ostrzejsze... od wyboru do koloru... dosyć szybko znikały z talerzy...


I oczywiście wino: czerwone lub białe... frizzante...


Okolica piękna, aczkolwiek dojazd zabójczy... wino pyszne, sery nawet nawet, aczkolwiek nie odważyłam się ich zabrać w zagraniczną podróż... za to zakupiłam uroczy nożyk do serów... o czerwonym winie Lambrusco nie wspominając..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz