niedziela, 30 grudnia 2012

Thorin – my dwarf hero

Po raz kolejny zrobiłam ten sam błąd, to znaczy najpierw obejrzałam film, potem przeczytałam książkę, ale  czy to był aż taki błąd? Niemniej jestem filmem oczarowana,


a szczególnie jego jedną postacią, mam nadzieję, że wszyscy mnie w kinie nie mieli dość, a szczególnie Panna Gronostaj, której ciągle mówiłam: “nie mogę na to patrzeć, nie mogę na to patrzeć, no przecież nie może się mu nic stać… no co za głupek jeden… żeby tak się dać podpuścić…“. Władca Pierścieni nie wywoływał aż takich emocji…


Aragornem aż tak się nie zachwycałam, Boromirem też, a Faramir, chociaż był sweet, jednak czegoś mu brakowało. No cóż, nie każdy może być Thorinem. :)


Film oglądany w jedynej słusznej konfiguracji czyli 2D + subtitles to podstawa sukcesu. Może spadające skały dawałyby ładne efekty 3D, ale film straciłby dużo ze swojego uroku.


Galadriel – Cate Blanchet, niczym elfka, dziesięć lat po Władcy Pierścieni, wygląda o wiele młodziej (niby akcja dzieje się 60 lat wcześniej, ale pytanie czy to zasługa photoshopu czy tak wspaniale się trzyma?). Gandalf został jednak troszkę “nadgryziony” zębem czasu, ale można mu to wybaczyć.


No i pojawia się nasz stary… nowy znajomy, my presiousssss :) wielbiciel zagadek. Ciężko tylko darować Bilbo, że tak ładnie się przedstawił z imienia, nazwiska i adresu. Dobre wychowanie nie zawsze popłaca. :(


A sam Bilbo? Trochę ciężko się przestawić, że dr Watson biega teraz z krasnoludami po górach, ale z Sherlockiem już się niedługo spotka (Sherlock i John… Smaug i Bilbo – urocza konfiguracja) i będą mogli sobie uciąć długą pogawędkę… :)


No i oczywiście muzyka… Howard Shore again…  i London Philharmonic Orchestra :) i totalne uzależnienie od Misty Mountains… Dzięki Pannie Gronostaj mogę się w spokoju oddawać owej mglisto-górskiej intoksykacji. Już znam ją na pamięć i zdecydowanie będzie królować w Klarze Lumii:


MISTY MOUNTAINS SONG

Far over the misty mountains cold.
To dungeons deep, and caverns old.
We must away ere break of day
To find our long forgotten gold.

The pines were roaring on the height.
The winds were moaning in the night.
The fire was red, it flaming spread.
The trees like torches blazed with light.


Jedna z moich ulubionych scen to scena pojednania. Wszystkie krasnoludzkie uprzedzenia względem hobbitów prysły – czas na prawdziwą męską przyjaźń. Aczkolwiek wstęp do tej sceny mógł wskazywać na niejedno… gdyby się nie wiedziało, można by przypuszczać, że Bilbo zaraz będzie skakał bez spadochronu… :)


No i rozważam zaopatrzenie się w książkę o filmie… pytanie czy szukać teraz czy poczekać kolejne dwa lata. A bohater kusi i kusi…. :)


A sam Thorin? Czy raczej Richard Armitage, zodiakalny lew (urodzony 22 sierpnia 1971r.) - Znany jako: John Thornton w North & South, Guy of Gisborne w filmie Robin Hood, i Lucas North w Spooks. Oraz oczywiście jako Thorin Oakenshield w Hobbicie.


 Z wyglądu przypomina trochę dorosłego Harrego Pottera, ale wolę go w innej odsłonie, bliższej Thorinowi:


 Z jegoż to powodu, z samego rana dnia następnego po filmie usiadłam i przeczytałam całego Hobbita,  nie mogąc wejść z niepewnością w nowy rok – jak się film skończy. Wprawdzie pewne zmiany nastąpiły, ale na luźnie powiązaną z książką fabułą raczej nie mogę liczyć… No cóż, teraz trzeba się uzbroić w (nie)cierpliwość i czekać na kolejne spotkanie z bohaterami za jedenaście miesięcy. :(


Współcześnie to już nie to samo…. ale pozachwycać się nadal można… :)


W ogóle współczesność i realność jest niezwykle brutalna. Uroczy słodki hobbit a blond jegomość w marynarce w prążki? Długowłosy Gandalf Szary a starszy pan w różowym szaliczku? Thorin a facet w melanżowym sweterku i skórzanej kurtce? Ahhh :( :( :(

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Choinka

Co roku coraz później ubieram choinkę, aż w końcu w ostatnich latach wykształciła się nowa świecka tradycja ubierania choinki w samą Wigilię. Do tego coroczna walka ze światełkami, które pod wpływem skrzacich psikusów plączą się niemiłosiernie, zawsze któreś nie działają, tajemniczo przepalone po Świętach. Bombki tracą swoje zawieszenia, łańcuchy się rozdzielają, czubek zagubią, Mikołaj chowa, ale koniec końców efektem walk i starań choinka stoi ubrana.


Ta choinka była jedną z moich ulubionych, ubrana pod kolor światełkami i bombkami, zajmująca pół pokoju, rozłożysta, ale urocza, rocznik 2009. Na zdjęciu Rogaty Demon podziwiający świetlny spektakl z wysokości stołu. Nostalgicznie się zrobiło…

Radosnych, pełnych magii i wewnętrznego ciepła, słodkich, ale nie przesłodzonych, rodzinnych, ale i pełnych odpoczynku, refleksyjnych i relaksujących Świąt Bożego Narodzenia. Na kolejne trzeba będzie czekać znów cały rok. :) 


niedziela, 23 grudnia 2012

Piernikowe koty

W końcu nadszedł czas na wypróbowanie zakupionych w IKEI zwierzakowych foremek piernikowych (nie mówiąc o kociej sztokholmskiej, która czekała aż 10 lat na to, by ujrzeć światło dzienne. :) ).

Piernik jako przygotować, każdy wie…(aczkolwiek przepis na moją wersję podawałam w listopadzie). Udało mi się dodać ostatki pysznego mazurskiego miodku, mąki prosto z młyna, no cóż, mleko nie było prosto od krowy… :)

 
Potem pozostało już tylko zagnieść ciasto na stolnicy, przy odpowiedniej asyście Leona, który jako żywo zainteresowany był niezwykłymi procesami zachodzącymi w misce. Wałek również mu się spodobał. :)


Dla uczczenia pomocnika pierwsza blacha była więc wybitnie kocia… Leon za Leonem układał się do pieczenia… Dopiero kolejne przyjęły postać innych mieszkańców Lasu: zdarzyły się więc lisy, niedźwiedzie, jeże, wiewiórki, a nawet łosie…


Obowiązkowe w tym momencie byłoby zaśpiewanie piosenki: Vi komma, vi komma… :) o przybyszach z Piernikowej Krainy…


sobota, 22 grudnia 2012

Książkowe portfolio

W zasadzie nie potrzebuję już żadnych innych prezentów na Święta. Marzeniem każdego fotografa jest posiadanie porządnego portfolio ze swoimi pracami. Takoż i Mistrz Nikos marzył o zgromadzeniu zdjęć z dwóch ostatnich sezonów, czując i tak niedosyt miejsc, których nie odwiedził, mając nadzieję na naprawdę tegoż stanu rzeczy w pierwszym roku po Końcu Świata :) Zanim to jednak nastąpi, podziwia sobie złożoną na półeczce fotoksiążkę, a nawet dwie… po rozłożeniu w formacie A3, a w zasadzie albumy na kredowym papierze, w której jego zdjęcia znaleźć można, a niekiedy nawet panią swoją może obaczyć. Zdjęcia dotyczą miejsc i wydarzeń, które odwiedził w ciągu minionych dwóch lat, wypatrując różnych ciekawostek…



Po 40 stron z anno domini 2011 i anno domini 2012, od Pruszcza, przez Wenecję, Grodziec, Grunwald, Gdynię do Świecina. I jak tu cokolwiek robić, kiedy wybitnie nieskromnie Mistrz Nikos się zachwyca?

piątek, 21 grudnia 2012

Życie pod Grunwaldem

Kiedy na dworze zimno, mroźno i śnieżnie, można sobie powspominać ciepłe lato i miły grunwaldzki czas. Wprawdzie oglądałam film o Grunwaldzie w tvp 4 jakiś czas temu (reż. Patryk Vega), ale jakoś umknęło mi, że nawet przez dwie sekundy się w nim pojawiam :) A przy okazji wielu znajomych bliższych i dalszych, z własnej Chorągwi i innych. Materiał ciekawie dobrany, opowiedziane po trochu o wszystkim, co składa się na życie obozowe. Półtorej godziny. Nieźle, jak na dokument. :)


niedziela, 16 grudnia 2012

Festiwal rękodzieła

Jak można zagospodarować mgliste grudniowe ponure przedpołudnie? Poprzez przyjemne z pożytecznym w dobrym towarzystwie – np. uczestnictwo w Festiwalu Rękodzieła w Gdyni. Zamiast uczestniczyć w zakupowym szaleństwie podczas niedzieli handlowej, lepiej było posiedzieć, poplotkować i pożytecznie bumelować. :)


Rosamar i Morgiana miały przynajmniej cały arsenał do wystawienia, od czesanek (merynosowych, alpakowych, wielbłądzich i wielu innych), poprzez uprzędnięte wełenki i gotowe produkty (jak trójpalczaste rękawiczki medievalne czy czy nalbindningowe skarpety). Ja tylko skromnie z moją poduszeczką (która sprawiała wrażenie z racji rozciągłości bieżnika) mogłam sobie do woli haftować. I to bez wyrzutów sumienia, że powinnam robić coś bardziej pożytecznego w tym czasie. Przynajmniej poduszka się nieco upgradowała – zakwitła czerwonymi kwiatkami – a to znaczy, że białe ramki zaczęły się wypełniać. Na środku stołu królowała owieczka, która na równi z kołowrotkiem stanowiła atrakcję stoiska. :) 


Żeby nie było, zdjęcia nie pochodzą z pracowni Mistrza Nikosa, tylko Klary Lumii – czyli jak smartfon pomaga w rejestracji rzeczywistości. :) Mistrz Nikos pewnie by tylko parsknął patrząc na jakość, ale na pamiątkę i dla zachowania dla potomności, Klara Lumia się nada.


Rosamarowe warkocze czesankowe były totalnie obłędne, zwłaszcza te w niebieskościach, fioletach i turkusach, napatrzeć się nie można było. :) A kołowrotek jak magnes przyciągał najmłodsze pokolenie, i o dziwo najbardziej zainteresowani byli chłopcy! Może jeszcze będzie szansa dla tego pokolenia… tylko trzeba powrócić do źródeł.