czwartek, 19 lipca 2012

Medievalne artefakty – Nikuś paparazzi

Udane łowy grunwaldzkie objęły też Mistrza Nikosa. Chociaż obiecywałam sobie zrobić w tym roku o wiele więcej zdjęć (w końcu od czego były dodatkowe karty i ładowarki do aparatu? :) ), to chociaż z jednej strony aura była bardziej rozpieszczająca (mniej deszczowa), to z drugiej rozchorowałam się paskudnie i zamiast 10 dni na Grunwaldzie byłam zaledwie połowę… :( niemniej jednak Mistrz Nikos kilka zdjęć wypatrzył…


Zdjęcie zrobione tuż tuż przed wyjściem na wici. Jedwabna pisanka / różowa lniana suknia spodnia, do tego jedwabny welon z koronką i perełkami na czepcu rogatym i odpowiedni naszyjnik… i tajemniczy półuśmiech, niczym u Mona Lisy… pierwszy się raz chyba zdarzyło, że modelce zdjęcie też się podobało… :)


Ulubiona modelka i nowe houppelande, zaprezentowane podczas tradycyjnej uczty. :)


Zdjęcie tuż przed wyjściem na bohurt – tradycyjne barwy WKPL, dowódca w szaliku kibicowskim, powiewający flagą Fabryki Świń. Chrum! Nic dodać, nic ująć! Będzie się działo!!! :)


Portrety i popiersia też były w kręgu zainteresowań Mistrza Nikosa – zwłaszcza jeśli ktoś nam ślicznie zapozował…. :)


Każde zebranie porządkowe Chorągwi Gończej zostało zapisane dla potomności.



Rycerze idący na pole (choć w tym konkretnym przypadku łucznicy) też zostali wypatrzeni przez Nikusia. Niestety, po kilku minutach lunął deszcz i wszelkie zdjęcia się skończyły.


Królowi też można było zrobić zacne zdjęcie, w ładnym otoczeniu, podczas wici. Bez porównania jest zdjęcie sprzed dwóch lat, kiedy to wśród tłumu ledwo co można było miłościwie nam panującego wypatrzeć, w otoczeniu gapiów współczesnych, do fotografii za nic nie pasujących…


Prawda, że to zupełnie inny klimat?

środa, 18 lipca 2012

Medievalne artefakty – polowanie grunwaldzkie…

Jak co roku, niby nic, a jednak przed i w trakcie Grunwaldu, zakupuje się jakieś ciekawe artefakty. Jedne pilnie potrzebne i niezbędne do medievalnego funkcjonowania, inne jedynie ozdobne, ale bez zachcianek nie byłoby życia… :)


Udało mi się zamówić i zrealizować zamówienie u Miśka na buty ankle – śliczne, wygodne, a przede wszystkim bezcenne – kiedy po ulewie można przebrać dworskie na suchutkie… może kiedyś przydadzą się do łuku, jeśli by się wdrożyć w łucznictwo… :)


Miał być pawilon, a ostatecznie wyszedł saxon – ale za to jak namiot pięknie się prezentuje.  :) Niestety nie można było rozwinąć całej wiaty, drzewa nie dało się wyciąć :) ale i tak świetnie spełniała swoje zadanie. A w środku było dość miejsca… dla trzech mieszkanek. Gąsienice były łaskawe i nie nawiedzały naszego przybytku.


Na Grunwald mogłam pojechać z “pisanką” (ciemnozielona wełna z jedwabiem wraz z rękawami z jedwabiu w kolorze miedzi). Swoją premierę miała na wiciach (przy okazji wraz z zakupionym u Rity naszyjnikiem z pereł wraz z ametystami), ale na uczcie też się prezentowała. Wprawdzie w nałęczce (czepiec rogaty jeszcze nie był gotowy), ale źle nie było…


Nie byłoby powrotu bez odpowiedniej ilości koszyków (tym razem obyło się bez wielkiego kosza – ale absolutnie nie byłoby na niego miejsca :(  Jeden miał być na hafty – ale zakupiłam go dopiero za czwartym podejściem, za to jest piknikowy i dwa niezrzeszone, aczkolwiek przydatne. Wikliny nigdy dość!


Długo się zastanawiałam, aż w końcu przed samą ucztą zakupiłam u Lorifactora łyżkę z brązu – datowanie – końcówka XIV wieku, Dania. Ładna, ładniusia… my precioussss… :)


Do artefaktów dołączył onyksowy kielich na zacne trunki – prezent od Morgiany :)


No i zapomnieć nie można o najwłaśniejszej latarence okrytej pergaminem :) Ładnie przyświecała podczas uczty…


 

wtorek, 17 lipca 2012

Aksamitny dotyk nocy

O wojnie polsko-krzyżackiej kilka książek powstało, że o Krzyżakach Henryka Sienkiewicza nie wspomnę :) Książka, a raczej tetralogia, która mnie urzekła to seria Dariusza Domagalskiego ujmująca wielką wojnę z Zakonem nie tylko w tradycyjny, ale i mistyczno-magiczny sposób. Czyta się jednym tchem, aczkolwiek dla koneserów historii i fantasy :) A po lekturze bitwa pod Grunwaldem już nigdy nie będzie taka sama… :)


To nie fantastyka. To objawienie prawdy ukrytej w Kabale. Krzyże na białych płaszczach, Orzeł w koronie, litewska Pogoń – to tylko zewnętrzne symbole strasznego boju o równowagę Wszechświata. Przebudzeni pędzą traktami Żmudzi. Bliski jest dzień Rozesłania Apostołów, kiedy dwie potęgi staną pomiędzy wbitymi w ziemię mieczami. Nadciąga burza, w której umrze lub odrodzi się ludzkość. Zapomnij o wszystkim, co serwował stary dobry Sienkiewicz… Dariusz Domagalski przedstawia szeroką panoramę wydarzeń wokół samej bitwy, w których najważniejsze role odgrywają oczywiście Władysław Jagiełło; Witold, Wielki Książę Litewski; i Ulryk von Jungingen, Wielki Mistrz Zakonu Krzyżackiego. Ale równocześnie toczy się wielki, namiętny romans między burgundzkim rycerzem, Dagobertem Saint-Amand. będącym w służbie Jagiełły i Aine, piękną i mądrą żmudzińską zielarką, doradczynią Witolda. Są to postacie fikcyjne, ale głęboko umocowane w historycznej rzeczywistości.



Rodzi się nowa Moc. Zdolna mamić ludzkie umysły i rozpalać żądze. Jej aksamitne muśnięcie zostawia w sercu tylko mrok… I zaprawdę powiadam wam, zanim drgnie ziemia uderzona tysiącami kopyt, zanim w niebo wybuchnie bitewny zgiełk i spłyną rzeki krwi, o losie świata zdecydują… Słowa… Albo sztylet i płaszcz skrytobójcy. Cień sunie już tropem Przebudzonych. Gdzieś w przygranicznej twierdzy, w niewielkiej sekretnej komnacie, władca obojga narodów czeka by wypełniło się przeznaczenie. Niechaj sczeźnie albo odrodzi się świat! Odwieczne zmagania potężnych sił Drzewa Życia, w XV-wiecznej Europie, powracają w drugim tomie cyklu krzyżackiego, ,,Aksamitny dotyk nocy”. Wojna między Polską, a Zakonem zbliża się wielkimi krokami. Właściwie obydwie strony już walczą. Na innych frontach. Zaskakujące że SŁUŻBY wywiadowcze działały tak sprawnie już w tamtych latach.


Pogoń runęła na Krzyż. Krzyż starł się z Orłem. Nadszedł i minął dzień Świętego Jana Chrzciciela – żadna już siła nie mogła powstrzymać tej burzy. Z tysięcy okutych pancerzem piersi wybuchł pod niebiosa krzyk straszny. Wycie strzał, szczęk mieczy, huk toporów zatrzęsły posadami kosmicznego porządku. Grunwaldzkie pola spłynęły rzekami krwi. Niewielu prosiło o litość – niewielu litość okazało. Oto wypełniły się dni, myśli zmieniły się w czyny i padły wykrzyczane słowa. Runął odwieczny układ sił. Wszechświat zastygł w oczekiwaniu. Koniec, czy nowy początek?


“Powiadają, że wojna to piąta pora roku Zanim w niebo wzbije się bojowy krzyk tysięcy gardeł, w ciszy zwiastującej wojnę słychać tylko łopot proporców na wietrze. Niczym skrzydeł aniołów śmierci. To nie jest kolejna, ckliwa opowieść rycerska. Nie znajdziesz tu reguł, kodeksów honorowych i świętości. Liczy się tylko dzika, nieokiełznana furia. Oblicza Boga po lewej stronie Drzewa Życia walczą przeciwko prawej stronie. Tak będzie już do końca świata. Stwórca toczy wieczny bój sam ze sobą. Wojna jest sednem istnienia. Nasze tajemnice skrywamy pod znakami Lazarytów, Joannitów, Kawalerów mieczowych. Pod białymi, krzyżackimi płaszczami. Pod czarną zbroją spod znaku Sulimy, w której tańczy chyba Śmierć wcielona. Jesteśmy Przebudzonymi. Wykonujemy posłusznie rozkazy Sefir, którym służymy, nie pytając o przyczyny i skutki. Jesteśmy jeno pionkami na szachownicy jaką jest świat materii. Wojna to jedyna rzecz, którą my, ludzie, potrafimy robić dobrze.”

środa, 11 lipca 2012

Medievalne szachy smocze

Szachy to piękna dziedzina sportu, ucząca logicznego myślenia, strategii. Swego czasu szachy stanowiły nawet przedmiot w szkole – mogę być tylko dumna, że miałam je w planie zajęć, wraz z kaligrafią… no cóż, sprawdza się powiedzenie, że nie ma to jak solidna szkoła podstawowa. :)

 Od pewnego czasu marzyły mi się szachy medievalne, krzyżacko-polskie. Ceny na allegro jednak skutecznie odstraszały od takiego zakupu, dlatego też żmudnie, powoli, ale skutecznie będę zbierać swoje smoczo-rycerskie szachy.


Powstaje pytanie kto byłby “białą” stroną, kto “czarną”? :) Szachownica wykonana byłaby ze szkła witrażowego – jeszcze nie mogę zdecydować czy żółto-czerwone czy biało-czarne? A skoczkami byłyby oczywiście smoki :) :) :) Polskie mogłyby być złote, a krzyżackie spatynowane na czarno… Oczywiście trzeba pozbierać resztę drużyny….

poniedziałek, 9 lipca 2012

Something about Sherlock…


S H: I’m a consulting detective. The only one in the world.  I invented the job.
J W: What does that mean?
S H: It means whenever the police are out of their depth –   which is always – they consult me.


J W: You don’t have a girlfriend, then?
S H: Girlfriend? No, not really my area.
J W: Oh right then. [pause] Do you have a boyfriend? Which is fine, by the way ?
S H: I know it’s fine.
J W: So you’ve got a boyfriend?
S H : No.
J W: Right, okay. You’re unattached, just like me. Fine. Good.


S H: Did he offer you money to spy on me…?
J W: Yes.
S H: Did you take it?
J W: ...No?
S H: Pity, we could’ve split the fee. Think it through next time.

niedziela, 8 lipca 2012

Z motyką na słońce…

Sakiewka zakończona, czas upgradować swoje robótki. Dlaczego nie spróbować z kolei poduszki, bynajmniej nie do igieł? :)


Oryginał medieval altar cushion pochodzi prawdopodobnie z Westfalii. Jedną sztukę poduszeczki, datowanej na późny XIV wiek, można oglądać w Schloss Charlottenburg Kunstgewerbemuseum w Berlinie (11,5 x 16 cali), drugą w Victoria and Albert Museum w Londynie (13 x 22 cale) – londyńska jest bardziej wytarta i wyblakła.


Tym razem zachowałam oryginalne kolory. Rozmiary zwiększone czterokrotnie w stosunku do oryginału – uff, będzie roboty. Mam nadzieję, że do Bożego Narodzenia uda mi się skończyć. :)

sobota, 7 lipca 2012

Mr Holmes, Mr Watson, Mr Moriarty without a boat or dog

Na wielkie (nie)szczęście pewnego dnia Króliczka postanowiła podzielić się swoim ulubionym serialem BBC. Zainfekowane zostały dwie osoby…


Zaraza, jak to zaraza, lubi się jednak rozprzestrzeniać. Każdy nosiciel usiłował roznieść ją jak najdalej. Wkrótce okazało się, że wiele osób zna… słyszało… oglądało… ma zamiar obejrzeć… chętnie wysłucha opinii…. Kto już oglądał współczesną wersję Sherlocka BBC – wie o czym mówię, kto jeszcze nie – serdecznie polecam. Można się tak dać porwać serialowi, żeby zwiedzać Londyn śladami współczesnego Sherlocka :) ale to już całkiem osobna historia…

piątek, 6 lipca 2012

Sakiewka haftowana

Kilka dni przed Grunwaldem anno domini 2012 udało się zakończyć wszelkie prace sakiewkowe (oryginał – pochodzenie: Niemcy, koniec XIV wieku, wystawiona w Victoria and Albert Museum w Londynie).


Kolory nieco różniły się od oryginału – kolor morski zamiast bordowego, nici bawełniane, wnętrze – podszewka z jedwabiu koloru miedzianego. Teraz nic tylko nosić przy pasku. 


Aż trudno uwierzyć, że trzy miesiące temu wyglądała zaledwie tak:


środa, 4 lipca 2012

Na Grunwald czas...

Kolejny rok, kolejna bitwa, kolejny wyjazd na Grunwald… Jak zwykle rodzi się wiele pytań… Czy będziemy w takim samym składzie jak ostatnio (może rozszerzonym)? Czy pogoda będzie lepsza? Czy sowy nadal będą zamieszkiwać nasz kawałek lasu? Czy wszystkie paskudne gąsienice tym razem się wyniosą? Czy uda się nam (a raczej jednemu genialnemu łowcy sztandarów) zgromadzić większą kolekcję niż w zeszłym roku? Jak się będą czuć zeszłoroczne maleństwa? Jaki będzie wynik bohurtów, bo bitwy jest raczej przesądzony? Czy Emi przywiezie nowe koniki? Co tym razem będzie na uczcie? Czy Wici będą jeszcze bardziej uroczyste? A może ktoś znajomy nas odwiedzi?

wtorek, 3 lipca 2012

Koniki - wspomnienie Grunwaldu 2011


Zeszłoroczny Grunwald nieodłącznie kojarzy mi się z piękną pogodą, zieloną trawą, białymi lnianymi namiotami z obozu Kuglarzy w oddali i płaszczem Emilki, na którym Gończyk (niebiesko-żółty konik) przyjmował hołdy swoich “towarzyszy broni”.


Koniki wykonane przez Emilkę z resztek wełny, z wełnianym wypełnieniem stanowiły replikę średniowiecznych zabawek dziecięcych (na podstawie odkryć archeologicznych).


Moje własne urocze Ihahacze to: Irokez (zielony) i Skandia (czerwono-niebieska), wesoło brykające wśród traw…