sobota, 4 października 2014

Pan Lodowego Ogrodu

Powieść „Pan lodowego ogrodu. Tom 1” Jarosława Grzędowicza to początek serii przygód Vuko Drakkainenea. Główny bohater Vuko Drakkainen zostaje wysłany na planetę Midgaard. Mimo że zamieszkują ją człekopodobne stwory, ma zakaz jakikolwiek kontaktów z nimi i ingerowania w rozwój ich nieznanej kultury. Jego zadaniem jest odnaleźć i ewakuować wysłaną tu wcześniej ziemską ekipę badawczą. Trafia jednak na okres najgorszy z możliwych. Na planecie trwa wojna bogów... 

Tyle pochwalił się Empik. Do Pana Lodowego Ogrodu przymierzałam się już dość dawno, ale do przeczytania zmobilizowała mnie świeżo wydana planszówka (czysty obłęd), jeszcze w dość niewielkim i kolekcjonerskim wydaniu, ale mam nadzieję, że wyjdzie w większej ilości egzemplarzy no i chociaż troszkę stanieje... Niemniej jednak warto by wcześniej zapoznać się z książką. Połączenie SF-ki, fantasy, różnych mitologii, pośród których kłania się germańska, fińska (jakimś dziwnym trafem krewni głównego bohatera noszą imiona fińskich bóstw i herosów). Krótkie wprowadzenie na Ziemii, a potem zostajemy przeniesieni na drugi koniec kosmosu. Welcome to Midgaard! Nikt nie obiecywał, że będzie miło i przyjemnie.

Główny bohater od dawna przygotowywał się do tej podróży, zarówno poprzez poznanie stylów walki, języka, kultury mieszkańców jak i specjalnemu wszczepowi grzybnemu - cyfralowi - który pozwalał na drobne "oszustwo"  - posiadanie ponadnaturalnych mocy - zwiększenia zdolności wszystkich zmysłów (kosztem utraty sił i energii, ale zawsze). Dzięki temu udało mu się przeżyć w wielu nieprzewidzianych okolicznościach.

W książce przeplatają się dwie opowieści - historia ostatniego władcy Tygrysiego Tronu i  poszukiwania poprzedniej ekipy badawczej przez Vukko Drakkainena. Do końca książki bohaterowie obu historii nie spotkali się, ale podejrzewam, że nastąpi to w kolejnych tomach.

Można tu spotkać echa różnych wcześniejszych lub późniejszych wątków... "Zakon Krańca Świata" M.L.Kossakowskiej (samotna misja w przedziwnym świecie), "Silentium Universi" D. Domagalskiego (choćbyśmy się nie wiem jak przygotowali na wyprawę na koniec wszechświata nie zawsze zastaniemy to, czego się spodziewaliśmy), "Sztejer" R. Forysia (z czym to przyjdzie walczyć po postapokalipsie...), seria "Oko Jelenia" A. Pilipiuka (wątki SF i radzenie sobie w całkiem innych okolicznościach przyrody), wątki mitologii germańskiej (Odyn, kruki, poświęcenie na drzewie światów), mitologii fińskiej (uroczyska, mateczniki i różne stwory je zamieszkujące), kłania się też Hieronim Bosh (tu z kolei sięgnęłabym do filmu "Silent Hill" i hieronimopodobnych stworów),  pewnie mogłabym wymieniać jeszcze wiele pozycji, ale mimo to książka zachowuje indywidualność i ciekawi co jest dalej... popełniłam rzecz niewybaczalną, mając pod ręką tylko 1 i 4 tom zajrzałam jak cała historia się kończy. Spojlerowanie mi nie przeszkadza, teraz tylko muszę doczytać jak do tego doszło. 

Historia wciąga... nasz bohater jest prawie goły jak święty turecki... prawie jednak stanowi istotną różnicę. Ma cyfrala, który wspomaga go w okolicznościach nieprzewidzianych... przeżywa rzeczywistość koszmarną jak sen wariata i próbuje się jakoś w niej odnaleźć, a nawet (niechcący) zaprzyjaźnić z odpowiednikami naszych ziemskich wikingów... tymczasem przyszły władca Tygrysiego Tronu trenuje swoje bystretki... różowy kolor znika z palety i w miarę kolejnych nastu.. dziesięciu... stu stron jest mroczniej i mroczniej. Mam kilka podejrzeń i przypuszczeń, ale tym razem będę cierpliwa i poczekam na ich potwierdzenie bądź zaprzeczenie w kolejnych tomach. A czytać je na pewno będę. :)

1 komentarz:

  1. Cóż, długo się tym cyfralem nie nacieszy. Przynajmniej nie w tej wersji :>

    OdpowiedzUsuń