czwartek, 3 kwietnia 2014

Sztejer II czyli w głąb nieprzebytych puszcz

Sztejer objawił mi się w drugim tomie... przeżył, ale nie było pięknie i romantycznie, bo jak sam mówił, z ukochaną mu nie wyszło:  "Z czasem jednak fascynacja opadła i jak to zwykle bywa, pojawiły się pierwsze pretensje. A to nie domknąłem sracza, rzuciłem tam gdzie nie trzeba gacie czy onuce albo przyszedłem do domu urżnięty w środku nocy pachnąc tanimi perfumami. Sami wiecie jak jest. (...) Z tygodnia na tydzień stawało się oczywiste, że nie będziemy ze sobą. Dwoje zabójców pod jednym dachem, to nie mogło się skończyć dobrze. Zrozumiała to pierwsza i zostawiła mnie, nim zrobiliśmy sobie krzywdę."


Jak zapomnieć o kobiecie swojego życia? Albo się zapić, albo dać się zabić. A że jest się w swoim fachu bardzo dobrym, można mieć z tym kłopoty...  niemniej Vincent Sztejer się stara, dając się wciągnąć w najróżniejsze dziwne questy... a to zabicie nieumarłego króla, a to wykradnięcie córki karczmarza z męskiego klasztoru, a to ochrona konwoju na rzece Czarnej. Wszystko z pozoru łatwe i gładkie. No cóż mogłoby się stać? ... Gładko owszem, było... ale zawsze coś się musi popieprzyć... królowej niekoniecznie zależało na przeżyciu wybawcy królestwa... córka karczmarza to uparta bestia, a rzeka Czarna... oj, na rzece to jest dopiero zabawa. 

Pojawia się też Zakon Norisjan - rozbroił mnie totalnie, aż muszę odpowiedni fragment zacytować: "Dwie najważniejsze rzeczy w pomieszczeniu, kapliczka i stojak na miecze, stały pod ścianą naprzeciwko wejścia. W kapliczce umieszczono obraz przedstawiający wysokiego białego mężczyznę z mocną muskulaturą, w luźnych spodniach i z nagim, bujnie obrośniętym torsem. Wizerunek był pełen dynamizmu, czuło się, że święty Noris zaraz kopnie kogoś z półobrotu w szczękę. Podobno obraz  ten był wierną kopią oryginału zachowanego po Zagładzie przez uczniów świętego".

Generalnie wyprawę Sztejera można by przyrównać do pewnego sławetnego RPGa z Wężem Nagim, gdzie naszym głównym zawołaniem było: "niech nas coś zaatakuje, jesteśmy głodni". Na początku byliśmy wybredni jak francuskie pieski, potem wcinaliśmy na śniadanie nawet aligatory. Sztejer i spółka poszli w nasze ślady, jednak teren przez który się przedzierali.... wow.... autor musiał mieć naprawdę ciężkie sny, tudzież zbyt silne środki wspomagające. Wszelkie wyprawy Wiedźmina to przy tym pikuś... niemniej czyta się, jak zwykle, do 3:00 - 4:00 rano i chcę więcej i więcej. 

Żeby nie było tak gładko, bohater wpakował się w kolejną kabałę, paląc za sobą kolejny most... ale zaczęłam już czytać tom III i nie mogę przestać. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz