sobota, 7 września 2013

PGE ARENA alive

Cudze chwalicie, swego nie znacie, można by rzec. Do tej pory jakoś nie odwiedziłam naszego rodzimego, gdańskiego, bursztynowego stadionu, a szkoda... zwłaszcza w okolicach Euro. 


Teraz jednak okazja się trafiła - przyjazd Panny Ady (przy okazji wszystkie zdjęcia są jej autorstwa, nie licząc kilku, na których pojawia się ona, jako iż Mistrz Nikos spoczywał w głębokościach szuflady), więc w samo południe wyruszyłyśmy na podbój...

  
Jak pouczają nas na stronie PGE ARENA "naturalne piękno bursztynu oraz wielowiekowe tradycje portowe Gdańska stały się inspiracją dla koncepcji stadionu PGE ARENA Gdańsk. Poszycie dachu złożonego z modułów w sześciu odcieniach koloru pomarańczowego idealnie oddaje kolorystykę bursztynu, a dźwigary konstrukcji stalowej dachu wyglądają jak wręgi statku".


PGE ARENA Gdańsk to multifunkcjonalny (ładne nowoczesne słówko), nowoczesny obiekt sportowy, pełniący rolę nie tylko samego stadionu, ale też centrum biznesu (można za ekhmm niewielką opłatą pięciu tysięcy złotych za event lub przeszło stu tysięcy rocznie wynająć lożę vipowską i przynależną salę konferencyjną z restauracyjnym menu), rozrywki i rekreacji. 


Zaprojektowana tak, by móc organizować wielkie imprezy nawet do 45 tys. widzów (chociaż UEFA zmniejszyła trochę tę liczbę): mecze piłkarskie, koncerty, inne wydarzenia sportowe i kulturalne.



Stadion posiada rozwiniętą infrastrukturę użytkową: m.in. Centrum Konferencyjno-Biznesowe, T29 Sports Bar & Restaurant, muzeum Lechii Gdańsk, sklep z pamiątkami (troszkę ubogi jak na mój gust), profesjonalny tor wrotkarski, i wciąż się rozwijają.


Na parkingach czeka 1965 miejsc - większość kibiców w tym przypadku musiałaby przyjechać środkami masowej komunikacji, ale że była to wolna, bezmeczowa sobota, spokojnie Wilhelm mógł zaparkować.


Na murawę wprawdzie nie można było wejść (przy okazji, murawa w zależności od meczu, kto z kim gra, ma długość 23 lub 27 mm), ale za to można było chwilę pomarudzić na ławce rezerwowych, na wygodnych, skórzanych siedzeniach.


Dla chętnych - można było się pomodlić w ekumenicznej kaplicy, do której wzywany jest "ksiądz na telefon", w zależności od potrzeb duchowych goszczących na stadionie piłkarzy.


Sam stadion podzielony jest na kilka sektorów, dla zagorzałych kibiców, dla kibiców niezaangażowanych (hotdogowców, coca-colowców), rodzin i gości drużyny przeciwnej, oraz oczywiście vipowskie i mega vipowskie (aczkolwiek premier wolał siedzieć w dziale biznesowym).


Nie powinno zapominać się o pomniku. Pomnik to symbol, przypominajka o danym wydarzeniu, ale i świetne tło dla zdjęć pamiątkowych, zwłaszcza, jeśli przez chwilę można poczuć się jak Atlas... Jakkolwiek, mimo chęci szczerych, piłki nie udało się ruszyć z cokołu. :(

    
Teraz nie pozostaje nic innego, jak pojawić się na jakimś dobrym meczu. Byle by tylko znaleźć odpowiedni sektor. :)

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz