poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Świecino 2012

3 sierpnia anno domini 2012 w Świecinie przywitał nas ulewno-siąpiący deszcz.


Obóz konny (tym razem prezentować się można było po stronie krzyżackiej) rozłożony był pośród soczystych traw, z własną jabłonką i stawkiem.


Zachody słońca jednak były obłędne, różano-złote, prawie jak w Virlandii (tam jednak dominował niebiański seledyn).


Podstawą dobrego wyjazdu jest dobre towarzystwo, a nasze było naprawdę zacne… do tego “domowe” ognisko i komary uciekały w panice…


Sobota rano to obóz otwarty – również dla turystów (trzeba było dla potomności zrobić sobie zdjęcie z turystami).


Wystawka obok saxona obejmowała zarówno stroje niewieście jak i uzbrojenie, o artefaktach bukłakowych i innych nie wspominając.


Morgiana z Asią były mistrzyniami podpłomyków – pięknie się piekły na medievalnym grillu – opcja z serkiem – po prostu rozpływała się w ustach.


Jak było na Grunwaldzkie, tak i teraz, przed samą bitwą zachmurzyło się i… lunęło :(  przygotowania jednak szły pełną parą.


W końcu jednak słońce wyszło, turyści oblegli barierki, a Klopsik, pod czujnym okiem Morgiany, mógł podziwiać rodziców…


…którzy pięknie prezentowali się podczas manewrów konnych.


Dzięki wizyty Rity z tajemniczą skrzyneczką zwiększyły się pokusy zakupu pięknej biżuterii…


Ten piękny elżbietański naszyjnik kupiła jednak ostatecznie Morgiana… 


Odwiedzaliśmy główny obóz kilkakrotnie w celach towarzyskich. Uczta również tam się odbywała (na której królował dzik). Zjadliwość komarów była jednak przerażająca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz