Wbrew pozorom nie będzie to żaden przepis kulinarny. Swego czasu zakupiłam sporą doniczkę, dosypałam ziemi i miałam zamiar zasadzić pomidorki koktajlowe. Niestety, wszystkie sadzonki na rynku "wyszły". Aby miejsce się nie zmarnowało, obsiałam ziemię maciejką, licząc na piękny zapach w wiosenne wieczory. Maciejka nie czuła się tam jednak najlepiej. Pewnie miał na to wpływ fakt, iż Leon regularnie zaglądał do doniczki i ugniatał łapami wschodzące roślinki. Nie doczekałam się kwietnych zapachów. W końcu maciejka nie bardzo nadawała się do czegokolwiek i została zdezintegrowana.
Doniczka stała samotnie, aż któregoś dnia coś zielonego zaczęło się pojawiać. To coś rosło i rosło... podparte zaczęło rosnąć jeszcze szybciej, aż w końcu objawiło się pomidorowo. Wczoraj pokazały się pierwsze kwiaty. Pora nie jest może za szczególna, wieczory coraz chłodniejsze, ale w ciągu dnia nie jest tak źle. Może więc uda mi się doczekać jednego lub dwóch wczesnojesiennych pomidorków? Tylko jakim cudem w ogóle pojawiły się w doniczce? Ot, kolejna zagadka wszechświata...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz