Kilka półsennych i bezsennych nocy minęło i szwedzki podusznik został ukończony! W sumie jako pierwszy z całej serii. Podusznik brązowo-zielony i niebieski są w fazie wyhaftowanej, nie-zszytej; zielony i bordowo-złoty w fazie haftowania. Tym razem jednak już, powoli, na spokojnie, w wolnej chwili, zima w końcu będzie jeszcze długa... Muszę też sobie chyba zabrać jakiś do Wilhelma, czasami się długo czeka, a takie bezproduktywne czekanie jest wyjątkowo niesmocze...
Pomoce dydaktyczne w postaci: poduszki z IKEI (z braku owczego runa zdecydowałam się na taki wypełniacz, po który zresztą odbyła się specjalna wyprawa), nieodzownych medievalnych nożyczek, odpowiedniego płótna (mam cichą nadzieję na jego nową dostawę) oraz kilku sympatycznych mulin w kolorze szwedzkiej flagi.
W trakcie haftowania okazało się, że trzeba było zmienić nieco kolorystykę. Dwa odcienie niebieskiego za bardzo się ze sobą "zlewały", więc niestety trzeba było wypruć ze dwa drzewka i zmienić kolor na soczyście słoneczny.
Haft, oczywiście taki sam jak w przypadku dużej poduszki - słupkowy, wzór - z westfalijskiej poduszki ołtarzowej, z końca XIV wieku, kolorystyka zmieniona.
Jedyne, nad czym boleję, to fakt, iż podusznik nie zdążył się dorobić czterech chwościków. :( Jednak został ukończony o 5:00 rano, a po 7:00 już jechał na lotnisko, żeby polecieć do Szwecji. Podróż miał znakomitą i znalazł dobry dom, gdzie trafił w godne ręce Pani Domu. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz