„Wiejska
Zagroda” w Osicach, prowadzona przez Państwa Katarzynę i Tomasza Łukaszewiczów - zaprzyjaźnionych gospodarzy (tu: ubranych w tradycyjne żuławskie stroje z XVII w.)
- przywitała majowych gości wieloma atrakcjami i piękną pogodą (dosłownie jak na zamówienie, pomimo ogólnie niższej temperatury i zachmurzeń w okolicy, u nas słoneczko świeciło, czego dowodem była późniejsza opalenizna).
Był czas na zaprezentowanie swoich prac...
Do skończenia drugiej strony poduszki jeszcze trochę zostało, ale podgoniłam przynajmniej robotę...
Morgiana zaprezentowała się w swoim ślicznym, świeżo ukończonym medievalnym fartuchu, którego proces powstawania można prześledzić tutaj.
Pozostałe cudeńka: frywolitkowe, haftowane, przędzione...
Panowie zbili nam fest skrzynię na kuchnię, z półeczkami bocznymi - prawdziwe marzenie grunwaldzkie - elegancka kuchnia jednoogniskowa.
W medievalnej kuchni na świeżym powietrzu niepodzielnie panowała Morgiana (tak, tak, ja jeszcze doprowadzę do wydania książki z przepisami i zdjęciami "Gotuj z Morgianą"). Można więc było posmakować podpłomyków (przy okazji stworzył się samoistnie Fanklub Podpłomyków, które znikały w błyskawicznym tempie, a dzieci już od bramy krzyczały: Gdzie są podpłomyki??), Poume d'Oranges (specjalnie zapiekanego mięsa na ruszcie z efektem skórki pomarańczy), a nawet schabu w miodzie i z żurawiną - wprost z kociołka na talerz. Przy okazji zakupiony na Grunwaldzie trójnóg miał swoją inaugurację.
Nasz trubadur umilał czas śpiewaniem pieśni i piosenek po polsku, czesku, rosyjsku, ukraińsku...
Dla najmłodszych (i nie tylko) było wiele atrakcji. Oprócz gier i zabaw, znajdowania łakoci ukrytych na polach uprawnych (np. lizaki w burakach) można też było osobiście nakarmić zwierzęta. Szczególną atrakcją były niespotykane (przynajmniej przeze mnie) owce kameruńskie, które posiadają sierść (!) i wyglądem przypominają bardziej antylopy niż nasze tradycyjne wełniste czteronogi. Wśród rozmaitości drobiu - kaczek, perliczek, kur rozmaitych gatunków - pojawił się też indyk o imieniu Wacław. Okazało się, że był bardzo przyjaźnie usposobiony i żywo reagował na takie komendy jak: "podaj skrzydło", "hop na ławkę", "skrzydełko i kółeczko, robimy kółeczko".
Każdy z gości mógł poznać historię wełnianych ubrań, zarówno poprzez zapoznanie się z różnymi gatunkami owiec w zagrodzie jak i pokaz obróbki wełny (przędzenie, tkanie oraz gotowe wyroby) przygotowany przez Kaszubską Gildię Rękodzielniczą - Morgiana i Dominika prezentowały zebranym wszelakie możliwości, ja w tym przypadku jedynie biegałam z aparatem.
Do skończenia drugiej strony poduszki jeszcze trochę zostało, ale podgoniłam przynajmniej robotę...
Morgiana zaprezentowała się w swoim ślicznym, świeżo ukończonym medievalnym fartuchu, którego proces powstawania można prześledzić tutaj.
Pozostałe cudeńka: frywolitkowe, haftowane, przędzione...
Panowie zbili nam fest skrzynię na kuchnię, z półeczkami bocznymi - prawdziwe marzenie grunwaldzkie - elegancka kuchnia jednoogniskowa.
W medievalnej kuchni na świeżym powietrzu niepodzielnie panowała Morgiana (tak, tak, ja jeszcze doprowadzę do wydania książki z przepisami i zdjęciami "Gotuj z Morgianą"). Można więc było posmakować podpłomyków (przy okazji stworzył się samoistnie Fanklub Podpłomyków, które znikały w błyskawicznym tempie, a dzieci już od bramy krzyczały: Gdzie są podpłomyki??), Poume d'Oranges (specjalnie zapiekanego mięsa na ruszcie z efektem skórki pomarańczy), a nawet schabu w miodzie i z żurawiną - wprost z kociołka na talerz. Przy okazji zakupiony na Grunwaldzie trójnóg miał swoją inaugurację.
Nasz trubadur umilał czas śpiewaniem pieśni i piosenek po polsku, czesku, rosyjsku, ukraińsku...
Dla najmłodszych (i nie tylko) było wiele atrakcji. Oprócz gier i zabaw, znajdowania łakoci ukrytych na polach uprawnych (np. lizaki w burakach) można też było osobiście nakarmić zwierzęta. Szczególną atrakcją były niespotykane (przynajmniej przeze mnie) owce kameruńskie, które posiadają sierść (!) i wyglądem przypominają bardziej antylopy niż nasze tradycyjne wełniste czteronogi. Wśród rozmaitości drobiu - kaczek, perliczek, kur rozmaitych gatunków - pojawił się też indyk o imieniu Wacław. Okazało się, że był bardzo przyjaźnie usposobiony i żywo reagował na takie komendy jak: "podaj skrzydło", "hop na ławkę", "skrzydełko i kółeczko, robimy kółeczko".
Każdy z gości mógł poznać historię wełnianych ubrań, zarówno poprzez zapoznanie się z różnymi gatunkami owiec w zagrodzie jak i pokaz obróbki wełny (przędzenie, tkanie oraz gotowe wyroby) przygotowany przez Kaszubską Gildię Rękodzielniczą - Morgiana i Dominika prezentowały zebranym wszelakie możliwości, ja w tym przypadku jedynie biegałam z aparatem.
A na koniec... chwila zwiedzania Wiejskiej Zagrody w Osicach na żywo" - krótki materiał z Północnej TV. :) Nic, tylko przyjeżdżać - cisza, spokój, piękna okolica, przeurocze zwierzaki, atrakcja nie tylko dla najmłodszych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz