Leon otrzymał prezent mikołajowy - mikołajowe wdzianko. Zasadniczo było to świąteczne ubranko dla Yorka, ale miałam nadzieję, że zdoła się wcisnąć. Ozdobione uroczym futerkiem (aczkolwiek sztucznym), zapinane na zamek, a tu naszemu gwiazdorowi zabrakło.... parę centymetrów. Łapki wchodzą, kaptur wchodzi na łebek, a na brzuchu się nie dopina. I nie pomaga wciąganie... ani reglamentacja saszetek Whiskasu. Koci Mikołaj do czasu przerobienia mikołajowego płaszczyka musi nosić swój prezent w formie narzutki. Muszę dokupić trochę czerwonego polaru i poszerzyć na grzbiecie, białe futerko by się też przydało. Nie wiem czy uda się przed świętami, ale jestem uparta... a Leon cudnie uroczy...
Ja Śnieżynkiem? No proszę... noszę XL, a wsadziłaś mnie w S-kę... poza tym, jako kot rekonstruktorki powinienem nosić ubranie z czerwonej wełny, naturalnie barwionej, ręcznie szyte, żadnych tam zamków tylko ładne drewniane lub kościane guziki no i królicze futerko... mam być gorszy od ciebie?
O ja cię kręcę! I kaptur mi na łeb wsadziła. Tracę tożsamość kulturową! Już nie wiem czy robię za świątecznego Robin Hooda czy Kota-który-szedł-przez-las-do-babci w czerwonym kapturku...
No dobrze, przyjmijmy, że mi się to podoba... <puszcza oko> ale wiecie.... prawdziwy Kot podoła każdemu zadaniu...
Może, korzystając z okazji, przypomnimy sobie repertuar świąteczny, przecież nie będę śpiewał: Last Christmas I gave you my heart...
Jak to leciało: Przybieżyły do Betlejem koty trzy... i w prezencie dały Dziecku sto myszy....
A teraz, należy się jakiś geschenk... łosoś... śledzik, szyneczka... w końcu to była tylko próba generalna, pewnie mnie zatrudnisz jeszcze 24-go?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz