W końcu nadszedł czas na wypróbowanie zakupionych w IKEI zwierzakowych foremek piernikowych (nie mówiąc o kociej sztokholmskiej, która czekała aż 10 lat na to, by ujrzeć światło dzienne. :) ).
Piernik jako przygotować, każdy wie…(aczkolwiek przepis na moją wersję podawałam w listopadzie). Udało mi się dodać ostatki pysznego mazurskiego miodku, mąki prosto z młyna, no cóż, mleko nie było prosto od krowy… :)
Potem pozostało już tylko zagnieść ciasto na stolnicy, przy odpowiedniej asyście Leona, który jako żywo zainteresowany był niezwykłymi procesami zachodzącymi w misce. Wałek również mu się spodobał. :)
Dla uczczenia pomocnika pierwsza blacha była więc wybitnie kocia… Leon za Leonem układał się do pieczenia… Dopiero kolejne przyjęły postać innych mieszkańców Lasu: zdarzyły się więc lisy, niedźwiedzie, jeże, wiewiórki, a nawet łosie…
Obowiązkowe w tym momencie byłoby zaśpiewanie piosenki: Vi komma, vi komma… :) o przybyszach z Piernikowej Krainy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz