Po raz kolejny zrobiłam ten sam błąd, to znaczy najpierw obejrzałam
film, potem przeczytałam książkę, ale czy to był aż taki błąd? Niemniej jestem filmem oczarowana,
a szczególnie jego jedną postacią, mam nadzieję, że wszyscy mnie w kinie nie mieli dość, a szczególnie Panna Gronostaj, której ciągle mówiłam: “nie mogę na to patrzeć, nie mogę na to patrzeć, no przecież nie może się mu nic stać… no co za głupek jeden… żeby tak się dać podpuścić…“. Władca Pierścieni nie wywoływał aż takich emocji…
Aragornem aż tak się nie zachwycałam, Boromirem też, a Faramir, chociaż był sweet, jednak czegoś mu brakowało. No cóż, nie każdy może być Thorinem. :)
Film oglądany w jedynej słusznej konfiguracji czyli 2D + subtitles to podstawa sukcesu. Może spadające skały dawałyby ładne efekty 3D, ale film straciłby dużo ze swojego uroku.
Galadriel – Cate Blanchet, niczym elfka, dziesięć lat po Władcy Pierścieni, wygląda o wiele młodziej (niby akcja dzieje się 60 lat wcześniej, ale pytanie czy to zasługa photoshopu czy tak wspaniale się trzyma?). Gandalf został jednak troszkę “nadgryziony” zębem czasu, ale można mu to wybaczyć.
No i pojawia się nasz stary… nowy znajomy, my presiousssss :) wielbiciel zagadek. Ciężko tylko darować Bilbo, że tak ładnie się przedstawił z imienia, nazwiska i adresu. Dobre wychowanie nie zawsze popłaca. :(
A sam Bilbo? Trochę ciężko się przestawić, że dr Watson biega teraz z krasnoludami po górach, ale z Sherlockiem już się niedługo spotka (Sherlock i John… Smaug i Bilbo – urocza konfiguracja) i będą mogli sobie uciąć długą pogawędkę… :)
No i oczywiście muzyka… Howard Shore again… i London Philharmonic Orchestra :) i totalne uzależnienie od Misty Mountains… Dzięki Pannie Gronostaj mogę się w spokoju oddawać owej mglisto-górskiej intoksykacji. Już znam ją na pamięć i zdecydowanie będzie królować w Klarze Lumii:
MISTY MOUNTAINS SONG
Far over the misty mountains cold.
To dungeons deep, and caverns old.
We must away ere break of day
To find our long forgotten gold.
The pines were roaring on the height.
The winds were moaning in the night.
The fire was red, it flaming spread.
The trees like torches blazed with light.
Far over the misty mountains cold.
To dungeons deep, and caverns old.
We must away ere break of day
To find our long forgotten gold.
The pines were roaring on the height.
The winds were moaning in the night.
The fire was red, it flaming spread.
The trees like torches blazed with light.
Jedna z moich ulubionych scen to scena pojednania. Wszystkie krasnoludzkie uprzedzenia względem hobbitów prysły – czas na prawdziwą męską przyjaźń. Aczkolwiek wstęp do tej sceny mógł wskazywać na niejedno… gdyby się nie wiedziało, można by przypuszczać, że Bilbo zaraz będzie skakał bez spadochronu… :)
No i rozważam zaopatrzenie się w książkę o filmie… pytanie czy szukać teraz czy poczekać kolejne dwa lata. A bohater kusi i kusi…. :)
A sam Thorin? Czy raczej Richard Armitage, zodiakalny lew (urodzony 22 sierpnia 1971r.) - Znany jako: John Thornton w North & South, Guy of Gisborne w filmie Robin Hood, i Lucas North w Spooks. Oraz oczywiście jako Thorin Oakenshield w Hobbicie.
Z wyglądu przypomina trochę dorosłego Harrego Pottera, ale wolę go w innej odsłonie, bliższej Thorinowi:
Z jegoż to powodu, z samego rana dnia następnego po filmie usiadłam i przeczytałam całego Hobbita, nie mogąc wejść z niepewnością w nowy rok – jak się film skończy. Wprawdzie pewne zmiany nastąpiły, ale na luźnie powiązaną z książką fabułą raczej nie mogę liczyć… No cóż, teraz trzeba się uzbroić w (nie)cierpliwość i czekać na kolejne spotkanie z bohaterami za jedenaście miesięcy. :(
Współcześnie to już nie to samo…. ale pozachwycać się nadal można… :)
W ogóle współczesność i realność jest niezwykle brutalna. Uroczy słodki hobbit a blond jegomość w marynarce w prążki? Długowłosy Gandalf Szary a starszy pan w różowym szaliczku? Thorin a facet w melanżowym sweterku i skórzanej kurtce? Ahhh :( :( :(