W końcu! Projekt Pomidor wszedł w decydującą fazę. W prawdzie po drodze udało mi się go zarówno przesuszyć jak i przelać, jednak podniósł się z tego i objawił czerwonymi pomidorkami. Razem jedenaście gałązek. Może to i niedużo, ale zawsze własne :) słodziutkie, okrąglutkie i zero nawozu. Ponieważ noce coraz chłodniejsze i słońce już nie te, większość dojrzewających pomidorków została zebrana i czerwienieje na talerzu.
Podsumowanie: wydajność niezbyt wielka w stosunku do nakładu pracy, ale satysfakcja ogromna. W przyszłym roku zastanowię się nad projektem dynia. A nóż, widelec się uda? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz