W zasadzie człowiek nie myśli o śmierci, chociaż każdy zna powiedzenie, że "nic nie jest pewnego w życiu jak śmierć i podatki", dopóki nie dotyka kogoś spośród bliskich, znajomych, sąsiadów lub przyjaciół.
Czasami można jednak wpaść w funeralny horror, jeśli po raz pierwszy trzeba załatwiać różne sprawy, jak choćby uzyskać akt zgonu z urzędu.
Ulica Woźna w Poznaniu (na której ongiś mieścił się Kabaret Zenona Laskowika - "Nie wiem kim była ta woźna, ale widocznie się zasłużyła") jest teraz funeralnym rajem dla przedsiębiorców pogrzebowych, tudzież piekłem dla petentów urzędu.
Człowiek nie zdąży dobrze zaparkować i wysiąść z samochodu, kiedy podlatuje kilku panów w garniturach o wyglądzie ochraniarzy mafiozów sycylijskich i proponują: "trumna, ubranie pogrzebowe, stypy? Najlepsze u mnie", "Czy pomóc załatwić formalności? Najtańsze pochówki, najtańsze stypy", "U mnie najtaniej i najpewniej". Kiedy już stopy dotkną chodnika, atak pogrzebowych harpii wzmaga się. Zakładów pogrzebowych jest kilkanaście, konkurencja jest więc bardzo zacięta, przypomina atak piranii na nieświadomą ofiarę. No cóż, nie każdy może być subtelny jak Monsieur Alfons z serialu "Allo, Allo", ale odrobina taktu przydałaby się...
Sam urząd jest w głębi podwórza w kamienicy na 1 piętrze - po drodze mijamy kolejny zakład pogrzebowy - na parterze jest następny zakład... ale co tam, wchodzimy po schodach, ściany ciemnoszare... panie urzędniczki ubrane na czarno (aczkolwiek jedna pozwoliła sobie na ekstrawagancję w postaci wściekle różowych trampek), formalności załatwia się szybko i od ręki... a płatność??? Płatność jeśli w kasie - trzeba zapłacić w kasie prywatnego zakładu pogrzebowego mieszczącego się na parterze. Zdębiałam... i tak od momentu skrętu w ulicę Woźną miałam wrażenie, że trafiłam do jakiejś alternatywy, bo normalna rzeczywistość to to nie była, ale tu? Na szczęście u pani urzędniczki można było zapłacić kartą. Wow!
Szukanie miejsca pochówku na cmentarzu (pomimo posiadania numeru kwatery, rzędu i numeru grobu) to kolejny mega quest, który zajął półtorej godziny, ale udało się... po obejściu czterech bram i rozlicznych kwater, które wcale nie leżą w jakimś sensownym porządku: 10,23,28... pomógł pan z kiosku ze zniczami telefonem do przyjaciela - znajomego grabarza.
Nikomu nie życzę takich przygód, może w innych, mniejszych miastach jest spokojniej, wolniej i logiczniej. Poznań zyskuje 100 punktów na mapie alternatywnej rzeczywistości, w której normalny człowiek nie chciałby się znaleźć.
Czasami można jednak wpaść w funeralny horror, jeśli po raz pierwszy trzeba załatwiać różne sprawy, jak choćby uzyskać akt zgonu z urzędu.
Ulica Woźna w Poznaniu (na której ongiś mieścił się Kabaret Zenona Laskowika - "Nie wiem kim była ta woźna, ale widocznie się zasłużyła") jest teraz funeralnym rajem dla przedsiębiorców pogrzebowych, tudzież piekłem dla petentów urzędu.
Człowiek nie zdąży dobrze zaparkować i wysiąść z samochodu, kiedy podlatuje kilku panów w garniturach o wyglądzie ochraniarzy mafiozów sycylijskich i proponują: "trumna, ubranie pogrzebowe, stypy? Najlepsze u mnie", "Czy pomóc załatwić formalności? Najtańsze pochówki, najtańsze stypy", "U mnie najtaniej i najpewniej". Kiedy już stopy dotkną chodnika, atak pogrzebowych harpii wzmaga się. Zakładów pogrzebowych jest kilkanaście, konkurencja jest więc bardzo zacięta, przypomina atak piranii na nieświadomą ofiarę. No cóż, nie każdy może być subtelny jak Monsieur Alfons z serialu "Allo, Allo", ale odrobina taktu przydałaby się...
Sam urząd jest w głębi podwórza w kamienicy na 1 piętrze - po drodze mijamy kolejny zakład pogrzebowy - na parterze jest następny zakład... ale co tam, wchodzimy po schodach, ściany ciemnoszare... panie urzędniczki ubrane na czarno (aczkolwiek jedna pozwoliła sobie na ekstrawagancję w postaci wściekle różowych trampek), formalności załatwia się szybko i od ręki... a płatność??? Płatność jeśli w kasie - trzeba zapłacić w kasie prywatnego zakładu pogrzebowego mieszczącego się na parterze. Zdębiałam... i tak od momentu skrętu w ulicę Woźną miałam wrażenie, że trafiłam do jakiejś alternatywy, bo normalna rzeczywistość to to nie była, ale tu? Na szczęście u pani urzędniczki można było zapłacić kartą. Wow!
Szukanie miejsca pochówku na cmentarzu (pomimo posiadania numeru kwatery, rzędu i numeru grobu) to kolejny mega quest, który zajął półtorej godziny, ale udało się... po obejściu czterech bram i rozlicznych kwater, które wcale nie leżą w jakimś sensownym porządku: 10,23,28... pomógł pan z kiosku ze zniczami telefonem do przyjaciela - znajomego grabarza.
Nikomu nie życzę takich przygód, może w innych, mniejszych miastach jest spokojniej, wolniej i logiczniej. Poznań zyskuje 100 punktów na mapie alternatywnej rzeczywistości, w której normalny człowiek nie chciałby się znaleźć.
Aleksander Lesser, Pogrzeb pięciu ofiar [XIX w.]