Noc Muzeów spędziłam w tym roku w dwóch miejscach: Katowni i Dworze Artusa (gościnnie, w odwiedzinach) - tym razem "po drugiej stronie barykady" - bo z Garnison Danzig.
Podobnie jak na Grunwaldzie, cała przyjemność zaczyna się po tej drugiej, właściwej stronie płotu, tak tu wszystko wygląda inaczej... i przede wszystkim wspaniała zabawa i towarzystwo... a przechodząc się po późnowieczornym Gdańsku można poczuć się jak duch minionej epoki... rewelacyjne uczucie. Idziesz w XVIII-wiecznym stroju, gdzieś przemyka ułan... a wcześniej szło się z XV-wiecznym "duchem" - Wehikuł Czasu może się schować. :)
Muzeum Bursztynu na tę noc zamieniło się w targ dawnych rzemieślników. Tajniki haftów, sztuki krawieckiej, jubilerstwa, czy malarzy XVII i XVIII wiecznych. To wszystko czekało na widzów na dziedzińcu Zespołu Przedbramia ulicy Długiej - niestety kolejka była długa i turyści czekali około godziny, ale za to oprócz zwiedzenia samego wnętrza muzeum mogli się przejść odwiedzając poszczególne nasze stanowiska.
Z kolei w Dworze Artusa odbywały się scenki rodzajowe z udziałem duchów, począwszy od średniowiecznych, przez kolejne epoki. Turyści byli wprowadzani do całkowicie ciemnej sali, pełnej zastygniętych postaci, które następnie ożywiała gra świateł. Można było się poczuć jakby ożył sam Dwór Artusa: uczta, tańce, pojedynki, kupieckie rozmowy...
Przygotowania do "uduchowienia" - makijaże dla duchów XV-stkowych i XVIII-stkowych... odpowiednie ubranie się, by za chwilę przejść do Dworu Artusa...
A to już efekt odwiedzin w Dworze Artusa po godz. 22:00... jak widać duchy objawiają się też przed północą. :) Wszystko i tak w chwili przerwy pomiędzy poszczególnymi grupami turystów (wówczas niestety nie można było robić zdjęć + trzeba było włączyć się w daną scenę, więc Mistrz Nikos buszował w czasie przerwy jak tylko mógł).
A to już Katownia... na chwilę przed godziną 19:00 i pierwszą falą turystów... w końcu i ja załapałam się na jakieś zdjęcie, no i oczywiście dumna z siebie - bo w stroju...
Te wszystkie cudeńka na naszym kramiku, to dzieła Marty i Beaty - piękności, do których można próbować dążyć i których nie można nie podziwiać...
Bursztynnik.. i nie tylko, stanowisko cieszyło się ogromnym powodzeniem, nie tylko było oblegane przez turystów...
Jak w odwiedziny do innych stanowisk muzealnych, to tylko z pełnym wyposażeniem, koszem i latarenką... a żeby to po ćmaku nie zbłądzić a i artefakty jakoweś do kosza móc schować...
Rewizyty zresztą też były składane...
Im bliżej godziny 1:00 tym spokojniej... był i czas na wypiek toruńskich pierników... pogaduszki i poprawy strojów...
I na sam koniec foto by Monika: nasz mały uroczy kramik...